poniedziałek, 16 marca 2015

Austriackie Alpy nie tylko dla narciarzy

W ubiegłym tygodniu odwiedziliśmy austriackie Alpy. Podróż daleka, prawie 1200 km trwająca w naszym przypadku 12 godzin a na dodatek z przygodami. Z dziećmi tak to już bywa a nas tym razem spotkały: wymioty, bóle brzucha, płacz oraz 15 minutowe drzemki, po których humor był jeszcze gorszy, po 1/3 trasy błaganie o powrót do domu itp. W drodze powrotnej było już zdecydowanie lepiej, wyruszyliśmy o godz 4.30, dzieciaki przespały połowę trasy, zrobiliśmy dwa dłuższe postoje na porządne jedzenie a nie tylko na kanapki.
Czy było warto męczyć się tak długo w samochodzie aby na miejscu spędzić 3 dni? Odpowiedź jest prosta: oczywiście, że tak!




Alpy to raj dla narciarzy a z naszej rodziny tylko tata umie jeździć na desce. Nasza trójka nigdy nie miała nart na nogach i to tu zrobiliśmy nasze pierwsze narciarskie kroki. W moim przypadku można powiedzieć dosłownie, że tylko kroki no i może próba hamowania:) Po pierwsze miałam zbyt szybkie narty, które ciągle mi uciekały nie w tę stronę, co sobie życzyłam:), po drugie na oślej łączce spędziłam niecałe 2 godziny a po trzecie, synek był tak marudny i plączący, że nie bardzo mogłam od niego odejść . No cóż może następnym razem będzie lepiej:)
Dzieci oczywiście też się uczyły i córka nawet nieźle sobie radziła. Trochę się bała, ale miała dobre chęci i pewnie gdyby dobrze się czuła( męczył ją dla odmiany kaszel i była ciągle zmęczona), to  złapałaby bakcyla na dobre. Synek z bólem brzucha  zdecydował się tylko na włożenie butów i nart oraz postawienie kilku kroków. Czas spędził na tarzaniu się w śniegu, gonieniu mamy i marudzeniu:)

Alpy jednak można podziwiać nie tylko z perspektywy narciarza. Pasma górskie widoczne są już w Niemczech i nie można oderwać od nich oczu. Są wszędzie, z każdej strony...


Czym bliżej miejsca docelowego, tym wyrasta więcej wierzchołków górskich. Malownicze krajobrazy, przepiękna architektura małych miasteczek. Drogi porządne, dobrze oznakowane i z nawigacją bez problemu trafiamy do celu- miasteczka Fusch.
Pogodę mieliśmy piękną, dosłownie wymarzaną, słońce w dzień, w nocy niewielki mróz. Zachęcała do spędzania czasu na dworze i do wdychania świeżego górskiego powietrza.
Fusch to miasteczko położone w malowniczej dolinie, otoczone ze wszystkich stron górami, z przepięknymi widokami, małymi hotelikami i pensjonatami, dopieszczone pod każdym względem. Mimo tego, że miasteczko jest niewielkie jest tu szkółka narciarska, kościół, urząd miasta, dom kultury, kort tenisowy, boiska, szkoły, bank, mały sklepik, mały ryneczek oraz piękne ścieżki spacerowe. Ludzie bardzo mili, uśmiechnięci...












W Fusch jest też bardzo świątecznie. Widzieliśmy mnóstwo dekoracji bożonarodzeniowych oraz wielkanocnych. Hitem był misiozając:)




Stoków narciarskich oraz tarasów widokowych w pobliżu Fusch jest bardzo dużo. Na każdy można dostać się kolejką lub wyciągiem krzesełkowym. My zdecydowaliśmy się wjechać na lodowiec, niestety nie na sam szczyt, bo do ostatniej kolejki czekało mnóstwo osób, ale i tak byliśmy bardzo wysoko i mogliśmy podziwiać przepiękną panoramę Alp.











Podsumowując, zachęcam do odwiedzania nowych miejsc, eksplorowania ich na swój sposób i ich chłonięcia. Takie wyprawy mniejsze lub większe, mimo trudów podróży, nie tylko poszerzają nasze horyzonty ale są również fascynującą przygodą.

Jeśli macie wątpliwości, czy z dzieckiem takie wyprawy są możliwe, to zachęcam do poczytania bloga mojej koleżanki Igitravel w drodze. Na pewno rozwieją się Wasze wątpliwości. Oni z dzieckiem odwiedzili wiele miejsc na świecie i już planują następne wyprawy:)

2 komentarze:

  1. pięknie!
    zazdroszczę...
    albo nie, nie zazdroszczę, tylko planuję dla nas taki weekend daleko stąd!
    pewnie, że z dziećmi tez można :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Polecam i proponuję dobrze go przemyśleć i zorganizować pod względem podroży. Czekam już z niecierpliwością jaki wybierzecie kierunek:)

    OdpowiedzUsuń